niedziela, 28 grudnia 2014

Efekty trzymiesięcznej kuracji Bodetko Lash

Moja kilkudniowa nieobecność na blogu była oczywiście spowodowana Świętami :). Nie zdążyłam nawet opublikować odpowiedniego wpisu wraz z makijażem, zamiast tego napisałam parę słów na facebook'u. Dziś natomiast przyszedł czas na pełną recenzję odżywki do rzęs Bodetko Lash. Zapowiedź kuracji wraz ze zdjęciami znajdziecie TUTAJ.
Samo opakowanie wygląda bardzo elegancko, myślę, że przede wszystkim dzięki dobrze dobranym kolorom oraz prostocie. Producent dorzuca ulotkę z najważniejszymi informacjami. W chwili obecnej cena wynosi 89,00pln/1,5ml i 149,00pln/3ml. Porównując do innych odżywek, nie jest to wysoka cena.
Informacje od producenta:
Plastikowe opakowanie jest szczelnie zakręcane, nadaje się do zabrania w podróż. Po trzech miesiącach wygląda nadal tak samo, napisy się nie starły. Cieniutki pędzelek nabiera odpowiednią ilość przezroczystego płynu, dobrze sprawdza się też podczas rozprowadzania przy linii rzęs. Jestem bardzo zadowolona z wydajności. Moja kuracja trwa 3 miesiące (jest to minimalny czas, przez jaki należy stosować odżywkę, by zobaczyć efekty!), a w opakowaniu nadal jest sporo produktu.
Przejdźmy do efektów. Bodetko Lash rzeczywiście potrzebuje sporo czasu na zadziałanie, tak jak wszystkie tego typu kosmetyki. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ponieważ czytałam różne, rozbieżne opinie- zazwyczaj bardzo pozytywne lub bardzo negatywne. Mi pozostało tylko używać i czekać na reakcję. Producent uprzedza, że może pojawić się chwilowe uczucie pieczenia bądź swędzenia, co czasem się zdarzało, jednak nie za często. Nie wystąpiły u mnie żadne długotrwałe działania niepożądane (np. ciągłe pieczenie, czy problemy ze wzrokiem), ale wokół oczu do tej pory mam czerwoną obwódkę. Być może jest to znak, że odżywka działa, wygląda to jak typowe podrażnienie, choć nie odczuwam żadnych nieprzyjemnych rzeczy. Przez długi czas nie było żadnych pozytywów, ale też stan rzęs nie pogarszał się. Dopiero niedawno kuracja zaczęła przynosić zauważalne efekty. Rzęsy mniej wypadają, są dłuższe, bardziej podkręcone i zdecydowanie się zagęściły. Będę kontynuowała stosowanie odżywki i zobaczymy, czy coś jeszcze się poprawi :).
Żeby nie było, że rzucam słowa na wiatr- zdjęcia przed kuracją i po trzech miesiącach stosowania. Starałam się o zbliżone ujęcia, ale było to bardzo trudne. Największe problemy mam zawsze ze zdjęciem na białym tle, dlatego proszę o wyrozumiałość :).
Powyżej: przed kuracją. Poniżej: po trzech miesiącach stosowania odżywki.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Magic Rose z Evree

Jeśli jeszcze rok temu ktoś by mi powiedział, że będę używała olejków do pielęgnacji twarzy, to.. wyśmiałabym go :). Coś tłustego na przetłuszczającą się cerę? Absurd! Na szczęście dzięki moim studiom oraz internetowi mogłam się trochę dokształcić. Teraz nie mam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie- chętnie próbuję! Jeśli chcecie dowiedzieć się jak sprawdziła się u mnie upiększająca kuracja do twarzy i szyi Magic Rose z Evree to zapraszam na recenzję.
W kartonowym opakowaniu mieści się szklana buteleczka, wygodna w użytkowaniu. Za 30ml zapłacimy ok. 30,00pln.
Informacje od producenta:
Opakowanie wyposażone jest w pipetę, za co duży plus- to idealny sposób na odmierzenie paru kropli bez brudzenia wszystkiego dookoła. Olejek jest oczywiście tłusty, pachnie delikatnie i bardzo przyjemnie (zapach różany, niechemiczny). Próbowałam go używać na różne sposoby, według zaleceń producenta. Kosmetyk polecany jest dla skóry mieszanej, ale również dla tłustej (melduję się!). 
Magic Rose radzi sobie z demakijażem twarzy, ale przy oczach trzeba wspomóc się czymś silniejszym. Dlatego używałam go w ten sposób tylko sporadycznie. Nigdy nie zdarzyło mi się zaaplikować go pod makijaż ze względu na to, że rano się zawsze spieszę, a olejek potrzebuje trochę czasu na wchłonięcie. Za to idealnie nadaje się na noc, jako "wzbogacacz" (tak, zdałam maturę z języka polskiego) kremu, maseczki lub też przed zastosowaniem kremu właściwego. Rano budzimy się z rozjaśnioną, mięciutką i idealnie nawilżoną skórą, wszystkie podrażnienia znikają.. Miód, malina! Niestety jest jedna rzecz, która powstrzymuje mnie przed regularnym stosowaniem "magicznego" olejku- po paru dniach pojawiają się u mnie niemiłe niespodzianki w postaci wyprysków. Przy użyciu od czasu do czasu nic się nie dzieje, dlatego przy takiej częstotliwości na pewno wystarczy mi na długo. I bez tego jest bardzo wydajny. Kosmetyk świetnie nadaje się też do masażu twarzy. Co prawda ja wykonuję go trochę inaczej, niż producent pokazuje na opakowaniu, ale sens jest zachowany. Taki zabieg uelastycznia skórę i poprawia krążenie, a dodatkowo ma właściwości relaksacyjne (najlepiej, jeśli masaż wykonuje nam ktoś inny).

niedziela, 14 grudnia 2014

Lirene łagodzący płyn do higieny intymnej

W drogeriach znajdziemy mnóstwo produktów do higieny intymnej. Jakie cechy powinien posiadać taki kosmetyk? Na pewno dobrze myć, odświeżać, ale przy tym robić to łagodnie i nie podrażniać. Dziś o bardzo przyjemnym łagodzącym płynie do higieny intymnej z Lirene.
Opakowanie jest takie jak lubię- wytrzymałe, proste i wyposażone w pompkę. Produkt jest dostępny w większości drogerii w cenie ok. 13,00pln/300ml.
Chyba nie muszę podkreślać, że pompka jest najlepszym rozwiązaniem. Nie zacina się ona, a po przekręceniu można ją zablokować. Wtedy mamy pewność, że nic nie wycieknie przez przypadek. Sam płyn jest średnio gęsty (raczej spływa), przezroczysty i pachnie bardzo delikatnie rumiankiem (niedrażniąco).
Informacje od producenta:
Zacznę może od tego, że przy stosowaniu przez jedną osobę, płyn jest bardzo wydajny. Używam go ponad dwa miesiące i.. końca nie widać ;). Poza tym jest przyjemny w użyciu, lekko się pieni. Nie ma się co rozpisywać, ponieważ spełnia wszystkie moje wymogi. Myje okolice intymne, daje uczucie odświeżenia oraz komfortu. Nie podrażnił mnie, podczas stosowania nie występuje u mnie pieczenie ani inne dolegliwości. Miałam już wiele tego typu produktów, ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Zapewne dlatego, że oprócz moich standardowych wymogów, ma również ładny i delikatny zapach oraz wystarcza na baaardzo długi czas!

środa, 10 grudnia 2014

Idealna skóra z podkładem Excellent Matt od Deni Carte

Parę lat temu znalazłam swój "podkładowy" ideał- Revlon Colorstay do cery tłustej/mieszanej. Od tamtej pory był to mój pewniak na większe okazje, ponieważ dawał mi dobre krycie i trwałość. Czar trochę prysnął po jego rzekomym "ulepszeniu". Revlon nadal gości na stałe w mojej kosmetyczce, ale znalazłam podkład, który jest absolutnym ideałem i potrafię wybaczyć mu drobne wady.. Mowa o Excellent Matt Fluid firmy Deni Carte.
Samo opakowanie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie jest nawet ładne, szklana buteleczka z szarą naklejką. Mimo wszystko coś mi podpowiadało, że bardzo się polubimy. Dostępność jest kiepska (stoiska firmowe i sklep internetowy), ale cena bardzo przystępna, bo wynosi 25,70pln/30ml.

Informacje od producenta:
Produkt dostępny jest w 6 odcieniach, ja posiadam najjaśniejszy: 50- pastelowy. Po odkręceniu opakowania w oczy rzuca się jaśniutki (idealny dla "bladziochów"), neutralny kolor, jednak z przewagą żółtych tonów. Wielki plus dla producenta.
Na samym początku przeraziła mnie gęsta konsystencja- nie jest lejąca, raczej w formie musu (no, ciężkiego musu). Ten widok skojarzył mi się z zaprawą murarską i.. pojęcie "szpachli" nabiera nowego znaczenia :). Jednak to co mnie zniechęcało, po czasie okazało się wybawieniem.
Zapach jest delikatny i ciężki do zidentyfikowania, mi w niczym nie przeszkadza. Ze względu na bardzo treściwą konsystencję, świetnym wyjściem jest (nie, nie szpachelka!) szpatułka. Pozwala wydobyć odpowiednią ilość kosmetyku z opakowania.
Nigdy jeszcze nie spotkałam się z podkładem o takiej konsystencji, dlatego dopiero po czasie opracowałam sobie najwygodniejszą i najlepszą dla mnie metodę nakładania. Nigdy nie próbowałam tego robić jedynie palcami. Na całej twarzy robię sobie "kropki" przy pomocy szpatułki, następnie spryskuję lekko pędzel wodą lub hydrolatem i wszystko rozcieram. Nie wklepuję, ponieważ wtedy nie uzyskuję równomiernego rozmieszczenia produktu. Drugą warstwę dokładam sporadycznie, zazwyczaj przy makijażu wieczorowym w dosłownie paru miejscach, gdzie coś prześwituje (wtedy już wklepuję podkład). Nakładany wilgotną gąbeczką Glam Sponge daje bardziej naturalny efekt. W każdym bądź razie, trzeba poświęcić chwilę na nakładanie, jednak gwarantuję, że warto!
Jaki jest efekt końcowy? Szczerze mówiąc, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. I nie piszę tego dlatego, że kosmetyk pochodzi ze współpracy, ani dlatego, że tak wypada. To mój zdecydowany numer jeden. Twarz staje się idealnie gładka, przykryte są wszelkie krostki i przebarwienia. Nie potrzebuję już żadnego korektora (Studio Finish z Mac'a płacze z tęsknoty), ponieważ sam podkład daje efekt "wow". A trzeba Wam wiedzieć, że mam bardzo dużo do zakrycia. Nie zgodzę się jednak z opisem, że podkład nawilża, bo nic takiego nie ma miejsca. Za to pozostawia idealnie matowe wykończenie, moja bardzo tłusta cera nie wymaga przy nim pudru. Mimo wszystko dla utrwalenia całości stosuję odrobinę naturalnego pudru bambusowego 100% i taki duet daje mi perfekcyjnie matową cerę na.. praktycznie pół dnia. Później zaczynam się lekko świecić, ale jest to zdrowy blask i na upartego przez cały dzień mam spokój oraz wiem, że nie wyglądam tragicznie. Nigdy nie podejrzewałam, że u mnie coś takiego jest możliwe :).
Trzeba jednak uważać, ponieważ ze względu na matujące właściwości, podkład lubi podkreślać suche skórki. Wystarczy po prostu zadbać o złuszczenie i dobre nawilżenie. Przy dobrym rozprowadzeniu produkt nie odcina się na twarzy, dobrze się wtapia. Nie można również przesadzić z ilością, by nie uzyskać zbyt sztucznego efektu.
Podkład utrzymuje się na twarzy większość dnia, później zaczyna się ścierać (w miarę równomiernie). Jestem zadowolona, bo jak wspominałam przez ten czas mam matową buzię. Jak widzicie, kosmetyk idealnie wpisuje się w moje potrzeby, więc jeśli macie podobną cerę do mojej oraz zbliżone wymagania, to gorąco polecam. Ma parę drobnych wad, jednak przymykam oko ze względu na świetny efekt końcowy. Nie zauważyłam też żadnego pogorszenia stanu cery w trakcie stosowania.

czwartek, 4 grudnia 2014

Inspektor GADŻET: #3 GLOV

Zapraszam Was dzisiaj na kolejny post z cyklu Inspektor GADŻET :). Dziś opowiem Wam trochę o gadżecie, jakim jest rękawica do demakijażu GLOV.
Od dawna ciekawił mnie ten produkt, a teraz wreszcie dane mi było mi go przetestować dzięki producentowi, który wsparł nasze spotkanie podkarpackich blogerek. Posiadam wersję on-the-go, czyli mniejszą, w formie rękawicy.
Na początek co obiecuje nam producent:
Rękawica ma wielkość jak powyżej, swobodnie mieści się w niej większość ręki. Jest biała, bezzapachowa i baaaardzo mięciutka! Ma na sobie naszyte logo GLOV, po zmoczeniu staje się jeszcze bardziej puszysta. Jest też bardzo dobrze wykonana, nie mam do czego się przyczepić. Producent mówi, że zmywa cały makijaż jedynie przy małej pomocy wody, dzięki specjalnemu materiałowi z jakiego jest wykonana (po oględzinach struktury nasuwa mi się tylko jedno słowo: mikrokosmki- zboczenie zawodowe). Żadnych dodatkowych kosmetyków, czy płynów, rękawica sama w sobie również nie jest niczym nasączona. Przepraszam, ale w takie cuda to chyba nie wierzę..
.. ALE muszę zacząć! To naprawdę działa! Nie wiem w jaki sposób, ale przy pomocy GLOV można usunąć cały makijaż z twarzy. Zmywa zarówno mój makijaż dzienny (taki), jak i wieczorowy z użyciem mocnych cieni, eyelinera i sztucznych rzęs (np. taki). Oczywiście żeby nie było tak pięknie, nie robi tego w sekundę, zajmuje mi to mniej więcej tyle czasu co zmycie się płynem micelarnym. Rękawica najpierw lekko rozmazuje makijaż oczu, a potem wszystko dokładnie zbiera. Największym plusem jest dla mnie jej delikatność- nie podrażnia moich oczu ani twarzy. To dla mnie nowość, bo dotychczas po wszelkich płynach czy mleczkach byłam przez 10 minut czerwona, tutaj coś takiego nie występuje. Makijaż zmyty jest dokładnie, aczkolwiek jak zawsze później myję twarz żelem. 
Po użyciu piorę ściereczkę ręcznie przy użyciu zwykłego mydła w kostce Biały Jeleń, nie ma z tym problemów i zajmuje mi to dosłownie minutę. Zostawiam do wyschnięcia i kolejnego dnia znowu namaczam oraz zmywam makijaż. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem, ma ono utrzymywać się przez 3 miesiące (sprawdzę to i edytuję moją recenzję).
Na podsumowanie napiszę, że taka rękawica to na pewno oszczędność pieniędzy, które przeznaczamy na różne środki do demakijażu (a te nie zawsze się sprawdzają) oraz idealnie sprawdzi się podczas podróży (mała, poręczna, płaska, można ją wszędzie wcisnąć). Koszt to 39,00pln, wydaje mi się to racjonalną ceną. GLOV kupicie tutaj lub w wybranych Sephorach (Warszawa, Kraków, Lublin, Łódź, Gdańsk, Poznań, Katowice, Szczecin).

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Makijaż dzienny: "lepsza wersja mnie"

Niedawno pokazywałam Wam jesienny makijaż wieczorowy przy użyciu palety do cieni Deni Carte (KLIK makijaż). Jestem nią na tyle zauroczona, że postanowiłam wykonać również coś delikatniejszego. 
Jest to coś typu "make up-no make up", choć nie do końca. To taka "lepsza wersja mnie"- wszystko idealnie zakryte, wykonane konturowanie, brwi i usta podkreślone. Oczy są bardzo delikatne i tak naprawdę niewiele się tu dzieje, trzeba się przypatrzeć z bliska. Dzięki temu makijaż prezentuje się bardzo naturalnie, idealnie na co dzień. 
Nie jest to nic specjalnego, chciałam Wam jedynie pokazać mój typowy makijaż dzienny w "wypasionej" wersji (nie zawsze chce mi się wykonywać wszystkie kroki). Świeżo, naturalnie, ale mimo wszystko o 100% lepiej niż bez makijażu (mam dużo do zakrycia) :). Przy okazji pokazuję, że paleta Deni Carte daje szerokie pole do popisu- możemy jej użyć zarówno do makijażu dziennego, jak i wieczorowego. W dzisiejszej propozycji używałam małej ilości cieni i wszystkie dokładnie roztarłam.
Sleek paleta cieni Oh So Special / Deni Carte paleta cieni Inspired by Nature / Dr Irena Eris ProVoke kredka do brwi (blonde) / Eveline Art Scenic żel do brwi (brązowy) / Eveline SOS Lash Booster / Softer Lash Shocking Mascara / Essence kredka do oczu (biała) / Avon kredka do oczu (czarna) / Dr Irena Eris ProVoke baza pod cienie / Elite zalotka do rzęs
Dr Irena Eris ProVoke modelator twarzy / E-naturalne puder bambusowy / e.l.f. korektor pod oczy / Deni Carte Excellent Matt fluid / Deni Carte pomadka do ust z lusterkiem (nr 10)
A jak wygląda Wasz makijaż codzienny?

niedziela, 30 listopada 2014

Bioderma Sebium Global

Osoby z cerą tłustą, trądzikową chyba znają ból szukania idealnych kosmetyków. Nie jest to łatwe zadanie i ja coś o tym wiem. Mam swoje typy, aczkolwiek ideału jeszcze nie znalazłam.. A może jednak? Zapraszam na recenzję kremu przeciwtrądzikowego Sebium Global z Biodermy.
Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się spłaszczone opakowanie z bardzo prostą szatą graficzną. Typowe dla dermokosmetyku, bardzo w moim stylu. W dotyku jest "matowe", o ile ma to sens :). Co prawda nie jest przezroczyste, ale można wyczuć ile produktu jeszcze pozostało. Za 30ml kremu musimy zapłacić ok. 40,00pln, w zależności od apteki.
Tubka jest solidnie zakręcana, a produkt wyciskamy przez mały otwór. Co prawda najlepszym rozwiązaniem według mnie są pompki, ale ten sposób również jest wygodny.
Krem jest dość rzadki i "śliski". Dobrze rozprowadza się go na twarzy, potrzebna jest niewielka ilość, więc spokojnie wystarczy na ok. 2 miesiące codziennego używania. Ciężko opisać mi zapach, ponieważ nie zwracam na niego większej uwagi- jest delikatny i w niczym nie przeszkadza.
Informacje od producenta:
Na rynku dostępnych jest mnóstwo produktów przeciwtrądzikowych, ale skąd przeciętny konsument ma wiedzieć co wybrać? Tak naprawdę nie ma na to odpowiedzi, bo każda skóra jest inna, ma inne potrzeby i inaczej reaguje na dane substancje aktywne. Jak u mnie sprawdziła się Bioderma?
Muszę przyznać, że to moje pierwsze zetknięcie z firmą. Uznaję je za udane, choć nadal mam problem z tłustą cerą i wypryskami. Tak jak wspominałam, krem łatwo się rozprowadza, wchłania się bardzo szybko. Nie stanowi on przeszkody dla podkładu, nadaje się pod makijaż. Po użyciu skóra nie świeci się, ale nie zauważyłam, by produkt miał znaczący wpływ na ogólne przetłuszczanie się jej. Ten kosmetyk stał się moją bezpieczną opcją, ponieważ pod żadnym względem mi nie szkodzi, nie pogarsza stanu cery. Niestety nie mogę go też nazwać cudotwórcą, bo problem jak był, tak jest nadal. Nie zauważyłam u siebie żadnego złuszczania (czyżbym była aż tak gruboskórna?!). Jednak krem utrzymuje moją skórę w ryzach, niektóre wypryski "dusi" zanim zdążą urosnąć, przyspiesza proces gojenia. Nie wiem, czy zdecyduję się na kolejne opakowanie, ponieważ produkt ani mnie nie zauroczył, ani nie zawiódł. Sięgając po niego wiem, że to coś sprawdzonego, ale mam też świadomość, że nie "uzdrowi" mojej skóry :).