wtorek, 15 marca 2016

Victoria's Secret Body Care- recenzja produktów

Przyznaję. Bez bicia. Jestem psychofanką marki Victoria's Secret- bo określenie fanka w moim przypadku to za mało. Cały rok czekam na nowy pokaz, aby później wciskać "replay" przez kolejne 12 miesięcy. Oglądam wszystkie reklamy, kulisy, modelki (tak, Adriana Lima to najpiękniejsza kobieta świata) oraz maniakalnie śledzę nowe kolekcje- bielizna, odzież, kosmetyki pielęgnacyjne i kolorowe, perfumy, gadżety.. Prawdopodobnie powinnam trochę ograniczyć swoje umiłowanie do anielskiej firmy, ale.. po co? :) Żałuję tylko, że w Polsce mamy tak bardzo ograniczoną dostępność i większość z nas (m.in. ja) nie może iść na zakupy do sklepu stacjonarnego. Dzisiaj będzie bardzo w moim klimacie, miło i pachnąco, ponieważ przychodzę do Was z recenzją kosmetyków z linii Body Care Victoria's Secret.
W skład całej serii wchodzi scrub, żel do mycia ciała, balsam do ciała oraz olejek do ciała. Posiadam wszystkie, oprócz peelingu. Poszczególne produkty są oznaczone cyframi- pokazują one kolejne kroki pielęgnacyjne :). Idąc tym tropem, zaczniemy od Ultrarich Cream Wash, czyli po prostu żelu do mycia.
Opakowania tej firmy są śliczne, nie inaczej jest w przypadku tej konkretnej linii. Proste, ale eleganckie, samo patrzenie sprawia mi przyjemność. Poza tym, butla jest solidnie wykonana i wieeelka, co wpływa pozytywnie na wydajność. Za pojemność 355ml zapłacimy ok. 99,00pln.

Informacje od producenta:
Otwarcie jest wygodne, choć chyba wolałabym pompkę. Dodatkową ozdobą jest urocza kokardka, niby niewiele, a jednak :).
Wygląd wyglądem, przejdźmy do rzeczy, czyli jak produkt sobie radzi? Dłuższą chwilę zatrzymam się przy zapachu. VS zawsze zachwyca mnie pod tym względem, ponieważ wszystko od nich pachnie nieziemsko i długo się utrzymuje, przynajmniej w moim przypadku. Nie zawiodłam się. Zapach jest intensywny, ale niedrażniący, słodki. Ciężko uwierzyć, że to kosmetyk do mycia! Chwilę po użyciu utrzymuje się na skórze. Bardzo zaskoczyła mnie konsystencja- bardzo gęsta, zwarta, niczym dobry balsam do ciała. Dzięki temu już niewielka ilość potrzebna jest do jednorazowego użycia. Kosmetyk słabo się pieni, ale chyba nawet nie powinien przy tej formie. Bardzo przyjemnie się go używa. Dobrze myje, odświeża, a przy tym pozostawia skórę gładką, nawilżoną, no i oczywiście pachnącą. Po zastosowaniu ciało jest mięciutkie i gładkie, czego chcieć więcej :). Nie wystąpiła u mnie żadna reakcja alergiczna.
Następny w kolejce jest Hydrating Body Lotion, czyli balsam do ciała.Opakowanie utrzymane jest w tym samym klimacie co cała linia, jednak występuje kolor jasnoróżowy zamiast jasnożółtego- z racji na inną wersję zapachową (dla ciekawskich- nie jest to jedyny zapach w ofercie). Butla starczająca na wieki, czyli 355ml kosztuje ok. 99,00pln.

Informacje od producenta:
Różowa kokardka, czyli wszystko na swoim miejscu :). Te kosmetyki naprawdę genialnie prezentują się na półce w łazience/sypialni, czy w pobliżu toaletki! Opakowanie wyposażone jest w sprawnie działającą, higieniczną pompkę. Można ją zablokować, dzięki czemu nic nie wydostanie się na zewnątrz przez przypadek.
Konsystencja jest zwarta, ale jednocześnie bardzo lekka. O dziwo, balsam nie jest nawet w połowie tak gęsty jak żel do mycia- bez czytania napisów można się pomylić :). Tutaj zapach jest bardzo delikatny, subtelny i świeży. Bardzo kobiecy i bardzo w moim stylu. Długo utrzymuje się na skórze i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę otoczenia! Bardzo szybko się wchłania i pozostawia nogi gładkie oraz pachnące. Niestety pod względem pielęgnacyjnym bardzo się zawiodłam.. Miałam już kilka balsamów tej firmy i tak jak zawsze zachwycały mnie swoją formą i zapachem, tak w większości przypadków nie byłam zadowolona z nawilżenia. Tutaj tak samo- nawilżenie jest chwilowe i bardzo delikatne. Sprawdzi się w przypadku bezproblemowej, normalnej skóry. Ja jestem posiadaczką skóry bardzo suchej (pomijając twarz) i delikatnej, która na zbyt małą dawkę nawilżenia reaguje natychmiastowym wysuszeniem. Nie jest to ani przyjemne, ani komfortowe, a bardzo szkoda..
Ostatnim już "krokiem" jest Weightless Body Oil, czyli lekki olejek do ciała. Tutaj opakowanie jest utrzymane w tym samym klimacie, ale buteleczka jest trochę inna- cieńsza, mniejsza i bardziej podłużna. Za 250ml zapłacimy ponownie ok. 99,00pln.

Informacje od producenta:
Olejek z masłem shea jest żółtawy i tłusty- ale tego mu chyba nikt nie wypomni :). Butelka jest odkręcana, co jest chyba najwygodniejszą formą w tym przypadku. Czarna kokardka jest, czyli wszystko się zgadza! Będę się powtarzać, ale produkt pachnie obłędnie, a zapach dość długo utrzymuje się na skórze. Wchłanialność zależy od ilości jaką zaaplikujemy (a nie potrzeba wcale wiele), ale jak na olejek jest bardzo dobrze. Po użyciu skóra jest lekko natłuszczona, gładka, bardzo miękka. Poziom nawilżenia jest duuuużo lepszy niż w przypadku balsamu, tutaj jestem bardzo zadowolona, ponieważ kosmetyk daje radę mojej uporczywej "suchości" :). Nadaje się nie tylko jako pielęgnacja po kąpieli, ale również (ze względu na poślizg oraz zapach) do masażu. Daje baardzo przyjemne odczucia.
Całość linii oceniam bardzo dobrze- świetne opakowania, zarówno wizualnie jak i funkcjonalnie, genialne zapachy. Z właściwości pielęgnacyjnych jestem również zadowolona, pomijając balsam, który okazał się u mnie pod tym względem totalnym niewypałem. Zapewne przez moją wymagającą skórę.

Jeśli chciałybyście na własnej skórze przetestować działanie balsamu (innej wersji zapachowej), to przedwczoraj ruszyło u mnie rozdanie z tym właśnie kosmetykiem! Banalne zasady, wystarczy się zgłosić- ZAPRASZAM TUTAJ PO WIĘCEJ INFO

poniedziałek, 14 marca 2016

Demakijaż z Lirene- nawilżająco-rozświetlający płyn micelarny oraz dwufazowy płyn do demakijażu oczu

Demakijaż to podstawa i chyba każdy o tym wie, a przynajmniej mam taką głęboką nadzieję :). Bez niego dalsze kroki pielęgnacyjne nie mają większego sensu. Właśnie zużyłam dzisiaj recenzowane produkty, które według mnie nawzajem się uzupełniają. Mowa o nawilżająco-rozświetlającym płynie micelarnym oraz dwufazowym płynie do demakijażu oczu z Lirene.
Zaczniemy od nawilżająco-rozświetlającego płynu micelarnego.

Informacje od producenta: 
Opakowanie to plastikowa, przezroczysta butelka, z łatwością można kontrolować zużycie. Płyn wystarczył mi na ok. miesiąc codziennego użytku. Kosmetyk śmiało można zabrać w podróż, ponieważ nawet w ekstremalnych warunkach się nie wylewa :). Wydobycie jest również wygodne, nic nie wędruje poza wacik. 
Płyn jest przezroczysty i pachnie bardzo delikatnie, świeżo. Zapach nie powinien nikogo drażnić tym bardziej, że szybko się ulatnia. Jak sobie radzi? Jestem posiadaczką cery ekstremalnie tłustej, jednak nie przeraziło mnie słowo "rozświetlający" w nazwie, ten etap chyba mam już za sobą :). Produkt świetnie odświeża buzię i domywa z resztek brudu. Jeśli chodzi o demakijaż to całkiem nieźle radzi sobie z podkładem, ale przy oczach już nie zdaje egzaminu. Pamiętajmy jednak, że to lekki płyn micelarny, a nie ciężka artyleria. Tak więc oczyszczałam nim całą buzię przed jej myciem (pomijając oczy). Kosmetyk lekko nawilża, na pewno nie wysusza ani nie drażni skóry. Bardzo lubiłam go używać również rano, ponieważ daje świetne uczucie świeżości i gładkości oraz robi "podkład" dla dalszych czynności pielęgnacyjnych
Jego koszt to ok. 14,00pln/200ml.
Drugim produktem jest dwufazowy płyn do demakijażu, który był dla mnie uzupełnieniem płynu micelarnego.

Informacje od producenta:
Opakowanie jest takie samo, jedynie mniejsze. To samo tyczy się otwarcia czy sposobu wydobycia. W tym przypadku wydajność była trochę mniejsza, ale można to wytłumaczyć moim mocnym makijażu oczu na co dzień "z okazji" charakteru pracy :). Przed użyciem płynu dwufazowego musimy wymieszać ze sobą dwie fazy- wodną i tłuszczową, które po chwili z powrotem wracają na swoje miejsce. Produkt jest delikatny i bezzapachowy- jestem posiadaczką oczu wrażliwych i nie zrobił mi żadnej krzywdy, nie spowodował pieczenia czy łzawienia, ani też reakcji alergicznej
Po wymieszaniu konsystencja jest dość tłusta, co pozwala na dokładny demakijaż. Faktycznie, po przyłożeniu mokrego wacika do oka, cały makijaż się rozpuszcza, wystarczy go później delikatnie zetrzeć. Daje radę kosmetykom wodoodpornym, m.in. czarnemu eyelinerowi (a to wcale nie jest takie proste..), a jednocześnie nie wysusza delikatnych okolic oczu. Na pewno kupię płyn ponownie, ponieważ przy moim trybie życia potrzebuję czegoś skutecznego. Natomiast nie zapędzałabym się z tą poprawą wyglądu rzęs- niczego takiego nie odnotowałam, choć trzeba też przyznać, że produkt nie pogorszył ich stanu.
Cena wynosi ok. 15,00pln/125ml.