środa, 13 kwietnia 2016

Jak ujarzmić brwi- o pomadach do brwi firmy Inglot

Chyba wszystkie z nas marzą o kształtnych, idealnych brwiach- niestety często natura okazuje się skąpa pod tym względem. Mam to szczęście, że moje włoski są wyraźne, ciemne, mocne, jest ich dużo i mogę kombinować z kształtem. Ma to też swoje wady, ponieważ muszę je ujarzmiać i co drugi dzień wyrywać, poza tym ciężko je podkreślić tak, by wyglądały naturalnie. Tak czy inaczej- coś z brwiami trzeba robić, bo przecież to one nadają nam charakteru i są ramą twarzy :). Producenci oferują nam cienie, woski, żele, kredki.. Tylko co wybrać? Zapraszam Was na recenzję najlepszej wg mnie propozycji- konturówka do brwi w żelu AMC firmy Inglot.
Opakowanie jest maleńkie- plastikowy, zakręcany słoiczek. Wygodne rozwiązanie. Produkt kupimy na stoiskach firmowych (wyspy i sklepy) na całym świecie w cenie 37,00pln/2g.
Wielkim plusem jest ogromny, jak na naszą polską rzeczywistość, wybór kolorów. Ciepłe, zimne, ciemne, jasne- co kto lubi. Poniżej zestawienie prawie wszystkich. Brakuje jedynie 13 (rudy) i 22 (całkiem czarny). Każdy znajdzie coś dla siebie.
Każda firma ma swoje lepsze i gorsze produkty, a ta pomada to zdecydowanie jeden z moich faworytów jeśli chodzi o Inglota :). Konsystencja jest żelowa, bardzo wygodnie się pracuje. Na początku trzeba przyzwyczaić się do nowej formy, ale to naprawdę nic trudnego. Kosmetyk najlepiej nakładać jest syntetycznym, ściętym pędzlem. Baaardzo niewielka ilość potrzebna jest do jednorazowego użycia, trzeba naprawdę delikatnie nabierać żel na pędzel, aby nie zrobić sobie krzywdy! Polecam jeszcze wytrzeć nadmiar o chusteczkę. Dzięki temu tak maleńki słoiczek wystarcza spokojnie na wiele miesięcy użytkowania (w moim przypadku 8mies.). Imponujący wynik, prawda? Wszystkie kredki wymiękają :). Produkt rozprowadza się jak masełko. Najbardziej podoba mi się kontrola, jaką mamy podczas malowania. Możemy stopniować efekt od delikatnego podkreślenia włosków, ułożenia ich, aż do (dosłownie) dorysowania sobie ich na skórze. Ja osobiście zaczynam od konturu, nadania kształtu (dół, góra i zaostrzona/wydłużona końcówka). Następnie maluję środek, nie dokładając już więcej kosmetyku. Początek na końcu (paradoksalnie :D), jedynie delikatnie rozmazuję to co zostało na pędzlu. Później wystarczy przeczesać włoski, aby je ułożyć i zebrać ewentualny nadmiar żelu- gotowe! 
Żel zasycha na naszych brwiach (i skórze), ale nie daje wykończenia "skorupy" - wygląda baardzo naturalnie. Nawet, jeśli kolor nie jest idealnie dobrany do naszych włosków, kosmetyk fantastycznie się z nimi stapia. Na moim przykładzie- najlepiej pasuje do mnie 16 i 19, jednak zdarzyło mi się nawet nałożyć 12 (najjaśniejszy odcień) i wcale się to nie odcinało, za co duży plus.
Jeśli jesteście maniaczkami dotykania twarzy lub makijaż rozmazuje Wam się pod wpływem temperatury lub potu to taka pomada jest super rozwiązaniem. Nie ściera się, nie maże, nawet przy mocnym pocieraniu. Trzyma się na brwiach aż do zmycia, jednocześnie nie ma żadnego problemu z demakijażem. Jedynym minusem jaki zauważyłam, jest zasychanie. Z biegiem czasu kosmetyk po prostu się wysusza, co zaczyna utrudniać precyzyjne nakładanie. Tutaj rozwiązaniem jest duraline- kilka kropel załatwia problem i z powrotem możemy cieszyć się żelową konsystencją :).
Poniżej efekt przed i po (nr 19).
Skład:

wtorek, 12 kwietnia 2016

Przywołujemy lato z czterema porami roku Lirene: fluidy kryjąco-matujące My Color Code

Już kawałek czasu temu firma Lirene wypuściła na rynek kolekcję fluidów kryjąco-matujących z serii My Color Code. Według zapewnień producenta, każda "pora roku" znajdzie w ofercie coś dla siebie. Mowa oczywiście o typach urody. Dzisiaj sprawdzimy, jak to jest i czy rzeczywiście każda wiosna myśli latem o jesieni, by wyglądać zimy :).
Opakowania to bardzo ładne, schludne tubki. Nie są przezroczyste, więc zużycie określamy "na oko". Dzięki kolorowym napisom przypisanym do danej "pory roku" nie ma możliwości pomyłki. Jak doskonale wiecie, jestem zwolenniczką pompek w podkładach (zresztą nie tylko), dlatego średnio satysfakcjonuje mnie zwykła zakrętka. Jednak nie jest to szczególnie uciążliwe- kwestia gustu/przyzwyczajenia. Jedna sztuka to koszt ok. 25,00pln/30ml.

Informacje od producenta:
Podkład wydobywamy przez maleńki "dzióbek"- wygoda i ograniczenie zużycia.
Każda z nas może wybrać swój kolor poprzez analizę własnej urody. Na kartoniku jest opisany każdy typ. Ja jednak zawsze miałam z tym problem. Wiosna, a może lato? Ciężko stwierdzić, często występują typy mieszane. Dlatego przypasowanie z góry odcieni do każdej "pory roku" jest dość ryzykowne. Osobiście wybrałam wersję "lato" i to wcale nie dlatego, że uważam się za stuprocentowo letni typ urody (bo wcale tak nie jest), kierowałam się odcieniem. Poniżej wszystkie warianty, od lewej: wiosna, lato, jesień, zima.
Jak widzicie, najjaśniejsza jest zima. Moje lato to piękny, żółty odcień, dość ciemny. Jednak używałam go głównie w lecie oraz teraz po paru wizytach w solarium. Nie ma szans, żeby pasował do mojego "oryginalnego" i nieopalonego koloru skóry. Na miesiące wakacyjne to dla mnie dobre rozwiązanie, ponieważ nie ma tu ani grama pomarańczy czy "świńskiego" różu. Fluid zaliczyłabym do dobrze kryjących, ale też nie najmocniej. Efekt można stopniować poprzez dodawanie cienkich warstw. Mimo tego wygląda na buzi naturalnie. Najbardziej podoba mi się wykończenie i efekt końcowy- podczas nakładania nie wygląda zbyt rewelacyjnie, jednak po przypudrowaniu twarz jest matowa, gładziutka, a jednocześnie promienna i rozświetlona. Bije blaskiem po oczach i niesamowicie mi się to podoba- mówię to ja, posiadaczka cery tłustej :). Nie raz usłyszałam komplementy, po prostu pasuje mi ten podkład. Żeby jednak nie było tak kolorowo, taki efekt nie utrzymuje się cały dzień. Wbrew pozorom w moim przypadku produkt nie zdał egzaminu jako matujący- w ogóle tak nie działa, moja skóra szybko się po nim przetłuszcza. Po odsączeniu i przypudrowaniu jest lepiej, ale szkoda, że u mnie te obietnice producenta nie pokryły się z rzeczywistością. Poza tym wytrzymuje cały dzień np. poza domem nie ścierając się zbytnio (chyba, że dużo dotykamy twarzy). Po paru godzinach trochę waży się przy nosie i na brodzie, ale przy moim łojotoku zawsze się z tym borykam- nieważne jakiego podkładu akurat używam.
Szkoda, że kosmetyk nie jest matujący, ale z poziomu krycia i efektu jestem bardzo zadowolona. Lubię go używać, gdy jestem opalona, ponieważ pomijając kolor, wykończenie przypomina mi właśnie promienną, letnią cerę.