Chyba wszystkie z nas marzą o kształtnych, idealnych brwiach- niestety często natura okazuje się skąpa pod tym względem. Mam to szczęście, że moje włoski są wyraźne, ciemne, mocne, jest ich dużo i mogę kombinować z kształtem. Ma to też swoje wady, ponieważ muszę je ujarzmiać i co drugi dzień wyrywać, poza tym ciężko je podkreślić tak, by wyglądały naturalnie. Tak czy inaczej- coś z brwiami trzeba robić, bo przecież to one nadają nam charakteru i są ramą twarzy :). Producenci oferują nam cienie, woski, żele, kredki.. Tylko co wybrać? Zapraszam Was na recenzję najlepszej wg mnie propozycji- konturówka do brwi w żelu AMC firmy Inglot.
Opakowanie jest maleńkie- plastikowy, zakręcany słoiczek. Wygodne rozwiązanie. Produkt kupimy na stoiskach firmowych (wyspy i sklepy) na całym świecie w cenie 37,00pln/2g.
Wielkim plusem jest ogromny, jak na naszą polską rzeczywistość, wybór kolorów. Ciepłe, zimne, ciemne, jasne- co kto lubi. Poniżej zestawienie prawie wszystkich. Brakuje jedynie 13 (rudy) i 22 (całkiem czarny). Każdy znajdzie coś dla siebie.
Każda firma ma swoje lepsze i gorsze produkty, a ta pomada to zdecydowanie jeden z moich faworytów jeśli chodzi o Inglota :). Konsystencja jest żelowa, bardzo wygodnie się pracuje. Na początku trzeba przyzwyczaić się do nowej formy, ale to naprawdę nic trudnego. Kosmetyk najlepiej nakładać jest syntetycznym, ściętym pędzlem. Baaardzo niewielka ilość potrzebna jest do jednorazowego użycia, trzeba naprawdę delikatnie nabierać żel na pędzel, aby nie zrobić sobie krzywdy! Polecam jeszcze wytrzeć nadmiar o chusteczkę. Dzięki temu tak maleńki słoiczek wystarcza spokojnie na wiele miesięcy użytkowania (w moim przypadku 8mies.). Imponujący wynik, prawda? Wszystkie kredki wymiękają :). Produkt rozprowadza się jak masełko. Najbardziej podoba mi się kontrola, jaką mamy podczas malowania. Możemy stopniować efekt od delikatnego podkreślenia włosków, ułożenia ich, aż do (dosłownie) dorysowania sobie ich na skórze. Ja osobiście zaczynam od konturu, nadania kształtu (dół, góra i zaostrzona/wydłużona końcówka). Następnie maluję środek, nie dokładając już więcej kosmetyku. Początek na końcu (paradoksalnie :D), jedynie delikatnie rozmazuję to co zostało na pędzlu. Później wystarczy przeczesać włoski, aby je ułożyć i zebrać ewentualny nadmiar żelu- gotowe!
Żel zasycha na naszych brwiach (i skórze), ale nie daje wykończenia "skorupy" - wygląda baardzo naturalnie. Nawet, jeśli kolor nie jest idealnie dobrany do naszych włosków, kosmetyk fantastycznie się z nimi stapia. Na moim przykładzie- najlepiej pasuje do mnie 16 i 19, jednak zdarzyło mi się nawet nałożyć 12 (najjaśniejszy odcień) i wcale się to nie odcinało, za co duży plus.
Jeśli jesteście maniaczkami dotykania twarzy lub makijaż rozmazuje Wam się pod wpływem temperatury lub potu to taka pomada jest super rozwiązaniem. Nie ściera się, nie maże, nawet przy mocnym pocieraniu. Trzyma się na brwiach aż do zmycia, jednocześnie nie ma żadnego problemu z demakijażem. Jedynym minusem jaki zauważyłam, jest zasychanie. Z biegiem czasu kosmetyk po prostu się wysusza, co zaczyna utrudniać precyzyjne nakładanie. Tutaj rozwiązaniem jest duraline- kilka kropel załatwia problem i z powrotem możemy cieszyć się żelową konsystencją :).
Poniżej efekt przed i po (nr 19).
Skład: