Przyznaję. Bez bicia. Jestem psychofanką marki Victoria's Secret- bo określenie fanka w moim przypadku to za mało. Cały rok czekam na nowy pokaz, aby później wciskać "replay" przez kolejne 12 miesięcy. Oglądam wszystkie reklamy, kulisy, modelki (tak, Adriana Lima to najpiękniejsza kobieta świata) oraz maniakalnie śledzę nowe kolekcje- bielizna, odzież, kosmetyki pielęgnacyjne i kolorowe, perfumy, gadżety.. Prawdopodobnie powinnam trochę ograniczyć swoje umiłowanie do anielskiej firmy, ale.. po co? :) Żałuję tylko, że w Polsce mamy tak bardzo ograniczoną dostępność i większość z nas (m.in. ja) nie może iść na zakupy do sklepu stacjonarnego. Dzisiaj będzie bardzo w moim klimacie, miło i pachnąco, ponieważ przychodzę do Was z recenzją kosmetyków z linii Body Care Victoria's Secret.
W skład całej serii wchodzi scrub, żel do mycia ciała, balsam do ciała oraz olejek do ciała. Posiadam wszystkie, oprócz peelingu. Poszczególne produkty są oznaczone cyframi- pokazują one kolejne kroki pielęgnacyjne :). Idąc tym tropem, zaczniemy od Ultrarich Cream Wash, czyli po prostu żelu do mycia.
Opakowania tej firmy są śliczne, nie inaczej jest w przypadku tej konkretnej linii. Proste, ale eleganckie, samo patrzenie sprawia mi przyjemność. Poza tym, butla jest solidnie wykonana i wieeelka, co wpływa pozytywnie na wydajność. Za pojemność 355ml zapłacimy ok. 99,00pln.
Informacje od producenta:
Otwarcie jest wygodne, choć chyba wolałabym pompkę. Dodatkową ozdobą jest urocza kokardka, niby niewiele, a jednak :).
Wygląd wyglądem, przejdźmy do rzeczy, czyli jak produkt sobie radzi? Dłuższą chwilę zatrzymam się przy zapachu. VS zawsze zachwyca mnie pod tym względem, ponieważ wszystko od nich pachnie nieziemsko i długo się utrzymuje, przynajmniej w moim przypadku. Nie zawiodłam się. Zapach jest intensywny, ale niedrażniący, słodki. Ciężko uwierzyć, że to kosmetyk do mycia! Chwilę po użyciu utrzymuje się na skórze. Bardzo zaskoczyła mnie konsystencja- bardzo gęsta, zwarta, niczym dobry balsam do ciała. Dzięki temu już niewielka ilość potrzebna jest do jednorazowego użycia. Kosmetyk słabo się pieni, ale chyba nawet nie powinien przy tej formie. Bardzo przyjemnie się go używa. Dobrze myje, odświeża, a przy tym pozostawia skórę gładką, nawilżoną, no i oczywiście pachnącą. Po zastosowaniu ciało jest mięciutkie i gładkie, czego chcieć więcej :). Nie wystąpiła u mnie żadna reakcja alergiczna.
Następny w kolejce jest Hydrating Body Lotion, czyli balsam do ciała.Opakowanie utrzymane jest w tym samym klimacie co cała linia, jednak występuje kolor jasnoróżowy zamiast jasnożółtego- z racji na inną wersję zapachową (dla ciekawskich- nie jest to jedyny zapach w ofercie). Butla starczająca na wieki, czyli 355ml kosztuje ok. 99,00pln.
Informacje od producenta:
Różowa kokardka, czyli wszystko na swoim miejscu :). Te kosmetyki naprawdę genialnie prezentują się na półce w łazience/sypialni, czy w pobliżu toaletki! Opakowanie wyposażone jest w sprawnie działającą, higieniczną pompkę. Można ją zablokować, dzięki czemu nic nie wydostanie się na zewnątrz przez przypadek.
Konsystencja jest zwarta, ale jednocześnie bardzo lekka. O dziwo, balsam nie jest nawet w połowie tak gęsty jak żel do mycia- bez czytania napisów można się pomylić :). Tutaj zapach jest bardzo delikatny, subtelny i świeży. Bardzo kobiecy i bardzo w moim stylu. Długo utrzymuje się na skórze i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę otoczenia! Bardzo szybko się wchłania i pozostawia nogi gładkie oraz pachnące. Niestety pod względem pielęgnacyjnym bardzo się zawiodłam.. Miałam już kilka balsamów tej firmy i tak jak zawsze zachwycały mnie swoją formą i zapachem, tak w większości przypadków nie byłam zadowolona z nawilżenia. Tutaj tak samo- nawilżenie jest chwilowe i bardzo delikatne. Sprawdzi się w przypadku bezproblemowej, normalnej skóry. Ja jestem posiadaczką skóry bardzo suchej (pomijając twarz) i delikatnej, która na zbyt małą dawkę nawilżenia reaguje natychmiastowym wysuszeniem. Nie jest to ani przyjemne, ani komfortowe, a bardzo szkoda..
Ostatnim już "krokiem" jest Weightless Body Oil, czyli lekki olejek do ciała. Tutaj opakowanie jest utrzymane w tym samym klimacie, ale buteleczka jest trochę inna- cieńsza, mniejsza i bardziej podłużna. Za 250ml zapłacimy ponownie ok. 99,00pln.
Informacje od producenta:
Olejek z masłem shea jest żółtawy i tłusty- ale tego mu chyba nikt nie wypomni :). Butelka jest odkręcana, co jest chyba najwygodniejszą formą w tym przypadku. Czarna kokardka jest, czyli wszystko się zgadza! Będę się powtarzać, ale produkt pachnie obłędnie, a zapach dość długo utrzymuje się na skórze. Wchłanialność zależy od ilości jaką zaaplikujemy (a nie potrzeba wcale wiele), ale jak na olejek jest bardzo dobrze. Po użyciu skóra jest lekko natłuszczona, gładka, bardzo miękka. Poziom nawilżenia jest duuuużo lepszy niż w przypadku balsamu, tutaj jestem bardzo zadowolona, ponieważ kosmetyk daje radę mojej uporczywej "suchości" :). Nadaje się nie tylko jako pielęgnacja po kąpieli, ale również (ze względu na poślizg oraz zapach) do masażu. Daje baardzo przyjemne odczucia.
Całość linii oceniam bardzo dobrze- świetne opakowania, zarówno wizualnie jak i funkcjonalnie, genialne zapachy. Z właściwości pielęgnacyjnych jestem również zadowolona, pomijając balsam, który okazał się u mnie pod tym względem totalnym niewypałem. Zapewne przez moją wymagającą skórę.
Jeśli chciałybyście na własnej skórze przetestować działanie balsamu (innej wersji zapachowej), to przedwczoraj ruszyło u mnie rozdanie z tym właśnie kosmetykiem! Banalne zasady, wystarczy się zgłosić- ZAPRASZAM TUTAJ PO WIĘCEJ INFO
Słyszałam o tych produktach, jednak jak dotąd nie miałam okazji ich testować jak dotąd.
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie produkt.
OdpowiedzUsuńinteresting review!!
OdpowiedzUsuńthanks for sharing..i' m curious to try it
Nigdy nie miałam okazji testować ani dotykać produktów z VS :( buu.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony kuszą mnie te kosmetyki,ale z drugiej jak widzę między innymi cenę to już nie za bardzo :)
OdpowiedzUsuńpewnie gdybym miała coś od nich to też bym się uwielbiała w tej marce ;D
OdpowiedzUsuńja jeszcze nic od nich nie miałam :)
OdpowiedzUsuńTeż mam delikatną i suchą skórę, więc chyba się na niego nie skuszę skoro nie nawilża odpowiednio. Bardzo dobra recenzja :)
OdpowiedzUsuńMiałam kilka lat temu krem do rąk - nie pamiętam nazwy, w słoiku był. Mama mi z JuEsEj przywiozła ;) Najgenialniejszy krem, jaki w życiu miałam, dłonie po nim jak jedwab były.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie bardzo wiele o nich slyszalam i nie pomwiem ale bardzo chetnie bym sie na nie skusila :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do wspolnej obserwacji :)