czwartek, 20 października 2016

Czym zastąpić wizyty w solarium- o produktach samoopalających Lirene

Bardzo lubię być opalona. O ile w okresie wakacyjnym jest to możliwe, to w zimnych miesiącach jest to dość trudne. Do tej pory w zimnym okresie raz w tygodniu odwiedzałam solarium. Jakoś nigdy nie potrafiłam przekonać się do samoopalaczy, był to dla mnie obcy i odległy temat. Do czasu.. Dzisiaj na rozpogodzenie tych pochmurnych dni, recenzja produktów samoopalających marki Lirene :).
Na pierwszy ogień idzie brązujący balsam do ciała pod prysznic. Dla mnie coś nowego.. Nigdy wcześniej nie interesowałam się "podrasowaniem" opalenizny, nie spotkałam się jeszcze z taką formą. No cóż, człowiek uczy się całe życie :). Plastikowa tubka jest solidnie wykonana, zapewnia wygodę użytkowania. Produkt znajdziemy w większości drogerii w cenie ok. 20,00pln/200ml. Taka objętość nie wystarcza na zbyt długo przy codziennym użytkowaniu, jednak ja postanowiłam stosować kosmetyk co kilka dni- razem z kremem/pianką samoopalającą.

Informacje od producenta:
Balsam ma zwartą konsystencję, jest biały i trochę śliski, delikatnie, przyjemnie pachnie. Bez problemu rozprowadza się na mokrej skórze. Przy stosowaniu na całe ciało jednorazowo zużywamy dosyć sporo produktu. "Obsługa" jest bardzo prosta- balsam działa na skórze przez ok. 3min, później go spłukujemy i gotowe :). I to mi się podoba! Idealna opcja dla osób, które wiecznie się spieszą i nie mają na nic czasu. Najbardziej podoba mi się to, że po osuszeniu skóry ręcznikiem, skóra jest niesamowicie miękka, nawilżona i maksymalnie wygładzona. Strzał w dziesiątkę! Zawsze po użyciu balsamu stosowałam piankę/krem brązujący, więc na końcu opiszę całościowy efekt.
Przejdźmy więc do głównych bohaterów. Kiedy już przygotowaliśmy skórę pod prysznicem, czas na właściwe opalanie! Tym zajmują się samoopalający mus-pianka do twarzy i ciała oraz samoopalający krem do twarzy i ciała.
Opakowania utrzymane są w podobnej szacie graficznej, jednak różnią się aplikacją. Piankę wyciskamy przez aplikator na górze, krem wydobywamy przez niewielki otwór. 
Produkty zakupimy w większości w drogerii w cenach ok. 15,00pln/75ml za krem oraz ok. 20,00pln/150ml za mus-piankę.

Informacje od producenta:
Formuły obydwu kosmetyków znacząco się różnią. Pianka to typowa.. pianka- bardzo lekka, biała, rozsmarowuje się bez problemu, choć czasem lubi spłynąć z ciała na podłogę. Krem ma bardziej zwartą konsystencję, jest bardziej beżowy, również bardzo dobrze się rozsmarowuje, ale nie spływa. Jeśli zaś chodzi o wydajność, mus wystarcza na dużo dłużej niż krem (przy stosowaniu 2 razy w tygodniu na całe ciało). Muszę również podkreślić, że żadnego z nich nie stosowałam na twarz, bo jest to obszar, który zawsze maksymalnie chronię i nie opalam.
Przejdźmy do efektów. Tak jak już wspominałam, każdego z dzisiejszych bohaterów używałam w duecie z brązującym balsamem pod prysznic. On oprócz pozostawiania skóry miękkiej i gładkiej, przyspiesza i wzmacnia efekt opalenizny. Bardzo przydatny gadżet. Jeśli chodzi o samoopalacze- działanie na mojej skórze jest niemal identyczne. Różnią się formą i sposobem aplikacji oraz wydajnością, ale efekt końcowy jest ten sam. Bardzo szybko się wchłaniają, nie brudzą ubrań (nawet białych bezpośrednio po aplikacji). Nie śmierdzą samoopalaczem, zapach jest niezwykle delikatny i.. zdecydowanie podoba się mi i mojemu facetowi :). Produkty pozostawiają skórę gładką, miękką i nawilżoną, a także lekko rozświetloną. Już po pierwszym nałożeniu sprawia ona wrażenie muśniętej słońcem. Kosmetykami nie opalałam się od zera, a jedynie chciałam "podrasować" wakacyjną opaleniznę. Miałam więc obawy, że nic nie będzie widać. Byłam w błędzie- przy regularnym stosowaniu opalenizna jest wzmocniona, pogłębiona, a jej żywotność przedłużona :). Podoba mi się brązowy, "zdrowy" odcień, bo raczej nie zaakceptowałabym "pomarańczki". Nawet jeśli nie przyłożymy się do dokładnego rozsmarowania, bardzo ciężko nabawić się zacieków- zdarzyło mi się to może dwa razy w pośpiechu w okolicy przedramion i zauważyłam to tylko ja. Podsumowując- dla mnie całość rewelacja, odkąd używam tych produktów nie odwiedzam już solarium :). Polecam szczególnie dla osób takich jak ja- dobrze czujących się w opaleniźnie, ale zabieganych i leniwych.

4 komentarze:

  1. ja do solarium od lat nie chodzę i na słoneczku też się nie opalam, jednak lubię sięgać po właśnie takie kosmetyki, bardzo interesuje mnie ten balsam pod prysznic, kiedyś go wypróbuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo baaardzo rzadko sięgam po takie produkty. Mam to szczęście że z natury mam dosyć ciemną karnację :)

    OdpowiedzUsuń
  3. brązujący balsam do ciała pod prysznic znam i lubię :)

    OdpowiedzUsuń